niedziela, 15 listopada 2015

Opowieść dobiega końca- lecz to jeszcze nie jest moje ostatnie słowo

Moje praktyki i pobyt w Japonii, powoli dobiegają końca. Bo zostało jeszcze 5 dni... I nigdy bym nawet nie przypuszczała co mnie tutaj spotka, kogo tutaj poznam, jakich emocji doświadczę, ile nowych rzeczy zobaczę, ile się nauczę. Podsumuję, że warto jest nie bać się spełniać swoich dziecięcych marzeń bo i one potrafią mocno zaskakiwać. Przyznaję się bez bicia- nie byłam zbyt regularnym bloggerem, ale wytrwałam do końca. Od kilku dni (właściwie tygodni) żegnam się z Japonią jedząc: to sushi, to okonomiyaki itd. (i tak pewnie do piątku). Nie wiem czy chciałabym tutaj zostać- wolę o tym nie myśleć, po prostu coś się kończy, a coś nowego zaczyna, a przede wszystkim- mogę Was wszystkich zobaczyć, a do Japonii- ojczyzny absurdu, plastiku i glutaminianu sodu- prawdopodobnie jeszcze wrócę. Bo co jak co, ale kraj kwitnącej wiśni i mangi, idealny jest dla marnej grafomanki. ;)
PS: Na koniec dorzucę jeszcze kilka zaległych zdjęć z Yamadery- kompleksu świątyń buddyjskich.








środa, 28 października 2015

Tokyo- DiverCITY

Po długim okresie ciszy, nadeszła wiekopomna chwila i blog zostanie reaktywowany- najmocniej przepraszam, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Ale dziś znalazłam odrobinę wolnego czasu, aby co nie co napisać o trzydniowym pobycie w Tokio, który jak dla mnie- był stanowczo za krótki, ale nie narzekam. Wiadomo- dokładne dane można sprawdzić w internecie, ale jak tam jest? Po trzydniowej przeprawie, uważam, że to niesamowita, futurystyczna wioska, pełna różnorodnych ludzi, którzy każdego dnia wsiadają, wysiadają to z metra, to do pociągu i tak "przetasowani" nie odczuwają nawet swojej obecności. Szczerze mówiąc, trochę obawiałam się tego ogromu ludzi i skomplikowanej sieci transportowej, ale wszystko jest urządzone w taki sposób, że- ogrom, owszem da się odczuć, ale nie w taki sposób jaki sobie wyobrażałam. Zgubiłam się tylko raz, w zasadzie nie zgubiłam- przejechałam stację i wylądowałam... "gdzieś", ale nie było problemu z odnalezieniem drogi z powrotem. Poza tym, że jazda metrem, pociągami, w ogóle przemieszczanie się przypomina trochę grę komputerową (trzeba też omijać ludzi, którzy patrzą tylko w swoje telefony i tablety), w Tokio jest masa Europejczyków i Amerykanów, zachodnich sieci sklepów oraz McDonaldów- dlatego według mnie bardziej japońskie od Tokio jest Sendai (za co bardzo cenie sobie to miasto). I tak, opowieści o "Tokyo people" mojego profesora, który ostrzegał mnie przed nimi, poniekąd się sprawdziły. Pojechałyśmy zwiedzić Asakusę i robiąc zdjęcie poczułam czyjąś dłoń- obok mnie stał starszy, niezbyt elegancki Japończyk, po chwili spytał się mnie chrapliwym głosem: "where are you from?". Ja nic nie odpowiedziałam, przypomniałam sobie dane mi przed wyjazdem przestrogi i zginęłam w masie turystów. Jeszcze wspomnę, że byłyśmy w Kamakurze, gdzie mogłam spełnić dziecięce marzenie zobaczenia posągu wielkiego Buddy- tak marzenia się spełniają. Dużo by tu gadać, ale myślę, że z większością z Was się spotkam i będę mogła osobiście przekazać szczegóły wyjazdu. Teraz zaprawszam do obejrzenia zdjęć...
Shinjuku

Ueno Zoo i jego wizytówka- panda, trochę niewyraźna...
"Life in plastic is fantastic". Japońskie wariacje na temat plastiku- plastikowe potrawy na wystawach, cecha charakterystyczna Japońskich restauracji
Asakusa, wtedy poczułam dłoń pana Japończyka
Asakusa II
Asakusa III
Odaiba- futurystyczna wyspa ze Statuą Wolności w tle
Odaiba c.d.
Odaiba nocą
Kamakura

Ciocia Ela pozdrawia...
... Wielkiego Buddę i WAS!

Za tym zatęsknię najbardziej- tempura
Crazy Tokyo- Akihabara
Akihabara
Tsukishima
Tsukishima 
Tsukishima
Marunouchi
Imperial Palace Gardens
Nadchodzi jesień...

sobota, 3 października 2015

Matsushima vol. II

Dziś się nie rozpiszę- dziś skupię się na zdjęciach. Ogarnęło mnie niedzielne, przedpołudniowe, jesienne, słoneczne lenistwo. Wczoraj (już po raz drugi) odwiedziłam Matsushimę, jedno z najpiękniejszych miejsc w Japonii (jak mówią Japończycy). Odwiedzana przez masy turystów, dla mnie straciła swój "magiczny" charakter, ale tak to zwykle bywa... 











PS: Pozdrawiam wszystkich studentów 5 roku biotechnologii na IFE (szczególnie specjalizację: Molecular Biology and Technical Biochemistry), niedługo do Was dołączę :*

piątek, 25 września 2015

Koci dzień

Ishinomaki to średniej wielkości miasteczko położone w malowniczej scenerii nad Oceanem Atlantyckim. Wszystko się zgadza, ale nie da się ukryć- będąc tam czuje się widmo trzęsienia ziemi i tsunami z 2011 rok. Fala tsunami osiągała wysokość ponad 10 metrów, a jej zasięg przekraczał 5 km. Po 4 latach od całego zajścia nadal przechadzając się między budynkami, można zobaczyć same fundamenty, wymyty grunt, schody do niegdyś czyjegoś domu. Moja znajoma stwierdziła, że intuicyjnie nie podoba jej się to miasto- ja bym powiedziała- nawet nie tylko intuicyjnie, bo jego całokształt jest momentami przerażający. Choć paradoksalnie, między zniszczonymi i obdrapanymi budynkami znajduje się wiele ... "posągów" (nie wiem jak to nazwać) bohaterów mangi. W centrum miasta znajduje się futurystyczne muzeum poświęcomu twórcowi komiksów Shotaro Ishinomori. Niestety zbyt wiele mi to nie mówi, a samo muzeum obejrzałyśmy tylko z zewnątrz. Na koniec dodam, że po bardzo męczącym i parnym dniu, poszłyśmy coś zjeść, a że trafiłyśmy do knajpy specjalizującej się w przepiórkach to jadłam grillowane nad sosem sojowym taro: piersi, serca (właściwie serduszka), skórę, mielone i tłuszcz z przepiórki. Uważam, że było to przepyszne, choć gdy opowiadam to niektórym osobom twierdzą, że najprościej w świecie byłam głodna i bez względu na to co jadłam, było smaczne.

"Rybny"
Muzeum Mangi
Widok 4 lata po tsunami
Zatoka Ishinomaki- widok z parku Hoyoriyama
Hiyoriyama Park

Tak, pojechałyśmy do Ishinomaki... Ishinomaków... Mniejsza z odmianą, pojechałyśmy tam w konkretnym celu- popłynąć na Tashirojimę- wyspę przynależącą do Ishinomak...ów, opanowaną przez koty. Z miasta na wyspę trzeba przepłynąć promem (około godziny w jedną stronę). Historia kotów na wyspie zaczęła się od tego, że hodowcy jedwabników musieli pozbyć się raz na zawsze myszy, a koty prosta sprawa, myszy zabijają. Zwierzęta się szybko zaadaptowały i zostały serdecznie przyjęte. Po niedługim czasie, koty zaczęły "spułkować" z rybakami i żebrać o jedzenie. Rybacy zaczęli przyjmować kocie zachowania jako prognozy pogody i dobrych połowów. Legeda głosi, że gdy jeden z rybaków przez przypadek zabił jednego z kotów kamieniem, z żalu i poczucia winy wybudował kotom świątynię (Neko-jinja). Japończycy wykazują ponad przeciętną obsesję na punkcie kociego świata, dlatego przywożą na wyspę różne gadżety, coby się z kotkami pobawić. Osobiście, nie spieszyłabym się ze stwierdzeniem "jakie te kotki są śliczne" bo większość jest pozbawiona oczu, ma wygryzione nosy i uszy, a ogony nienaturalnie przykrótkie, do tego mętny wzrok (pod warunkiem, że oczy są oczywiście na miejscu). Wyspa jest w moim odczuciu wyludniona, możliwe, że zewzględu na zniszczenia po 2011 roku. Oprócz tego, że na wyspie populacja kotów przewyższyła populację ludzi ponad czterokrotnie, Tashirojima jest znana jako: "Manga Island". Na wzgórzu znajdują się domki w kształcie kotów wykreowanych przez twórców mangi m.in. Ishinomori Shotoro, które można zarezerwować i spędzić na wskroś "koci" weekend. Powrót promem jest rzeczywiście spektakularny, gdy słońce już powoli zachodzi.

Nitoda
pierwsze koty...
przystanek Odomari

przystanek Nitoda
Manga resort
Kotki (oszczędziłam sobie i wam zdjęć kotów po "przejściach")
Neko

Na koniec dzisiejszego postu chciałabym Wam bardzo podziękować, bo już prawie 1000 wejść. Jestem wzruszona i cieszę się, że mam wokół siebie tylu świetnych ludzi. A ponieważ przeżywam tu wspaniały czas, chcę się z Wami nim dzielić, dlatego poniższą fotografię dedykuję wszystkim czytającym moje wypociny :) . Buźki!

Ishinomaki- ja i Goranger
Tsuyoshi Kaijō- we własnej osobie